Zdj. 1 Jesienny pejzaż, 16.10.2019 r.
Jesienią można zaobserwować bardzo ciekawą sytuację. Wszyscy, wszędzie zgrabiają liście, a potem je wyrzucają. Część osób na pytanie: po co?, odpowie, że dla estetyki. Jednakże większość pytanych odpowiada: bo sąsiad/sąsiadka tak robi. Bo mój/moja tata/mama tak robił/a. Na kolejne pytanie: jaki w tym sens?, odpowiadają zwykle, że nie wiedzą. W sumie te liście zalegające jakoś im nie przeszkadzają. Ale inni tak robią, to ja też. Można więc śmiało powiedzieć, iż występuje tu zjawisko tzw. „owczego pędu”. Jeśli stado coś robi, to ja też muszę. Otóż nie. Nie muszę. I zaraz wyjaśnię, dlaczego. Na koniec pojawią się pewne wyjątki, ale po kolei.
Jakie mamy zyski przy braku zgrabiania?
Zacznę od ekonomicznego. Brak pracy. A więc oszczędność czasu. Można się wtedy zająć przygotowywaniem roślin do zimy (jesienne nawożenie, okrywanie), albo jakimiś pracami domowymi, lub po prostu posiedzieć i zająć się swoim hobby. Może się zdarzyć, że sami nie mamy ochoty się tym zajmować, więc wynajmujemy kogoś do sprzątnięcia zalegającej masy. Należy jednak za taką pomoc zapłacić. Logicznym jest więc, że przy braku takiej usługi, następuje oszczędność pieniędzy.
Kolejnym argumentem przeciwko zgrabianiu liści jest fakt, iż jest to element naturalnego cyklu obiegu materii w przyrodzie. Rozkładająca się biomasa stanowi świetne źródło nawozu, jakim jest kompost. Wraz z biegiem lat tworzy się coraz grubsza warstwa próchnicznej ziemi, a więc wzrasta żyzność danego terenu. Zaburzając go musimy w sposób sztuczny poprawiać jakość gleby poprzez nawożenie, co ponownie nawiązuje do dodatkowych wydatków. Przy pozostawianiu liści na ziemi ograniczamy ilość środków pielęgnacji roślin do minimum, a więc oszczędzamy pieniądze po raz kolejny.
Następny w kolejce jest nieco fizyczny argument. Opadające liście działają, jak pierzynka. Jest to wielce istotne, zwłaszcza w mroźne, ale bezśnieżne zimy, kiedy to wiele roślin, zwłaszcza bylin, narażonych jest na przemarznięcie. Można powiedzieć, że rośliny same chronią swoje korzenie poprzez tworzenie izolującej warstwy, a my im tę warstwę zabieramy. Część roślin wymaga wtedy sztucznego okrycia, a więc białymi agrowłókninami. Bez tego oszczędzamy swoją pracę przy okrywaniu oraz po raz wtóry oszczędzamy pieniądze, inaczej wydane na potrzebne przedmioty.
Ostatnim, ale nie mniej ważnym jest ponownie biologiczny argument. W opadłych liściach znajdują zimowe schronienie pożyteczne owady i nie tylko. Wiosną, latem i jesienią zapylają one rośliny lub walczą z innymi, pasożytniczymi organizmami, a zimą potrzebują do przetrwania tylko kupki zeschniętych liści. Wspomagają nas one w uprawie roślin ograniczając tym samym stosowanie środków ochrony. Mamy więc mniej chemii w zebranych plonach oraz, ponownie, oszczędność pieniędzy na ogrodniczej chemii. Oczywiście można im postawić specjalny domek, który będzie też ozdobą ogrodu, ale pieniądze, wszędzie pieniądze…
Zdj. 2 Przykładowy domek dla owadów, 19.05.2021 r.
Zdj. 4 Droga oczyszczona z liści, 14.10.2019 r.
Jakie mamy straty przy braku zgrabiania?
Dominującym argumentem za zgrabianiem liści jest estetyka. Zalegająca na trawniku biomasa nie wyglądają zbyt ładnie, a wielu osobom zależy na nienagannym utrzymaniu swojej oazy zieleni. Niektórzy bardzo nie lubią krytyki ze strony gości czy sąsiadów, więc nawet jeśli im to nie przeszkadza, to jednak uprzątają liście. Pokutuje też przekonanie, iż tylko bałaganiarz czy wręcz flejtuch nie zgrabia ogródka na zimę. Można więc zaliczyć brak estetyki do strat.
Kolejnym argumentem, analogicznym do ostatniego z zalet, jest możliwość zimowania patogenów w opadłych liściach. Jest to jednakże stosunkowo łatwe do sprawdzenia. Jeśli nasze rośliny wykazywały oznaki jakiejkolwiek choroby w czasie sezonu wegetacyjnego, mamy w zasadzie 100% pewności, że czynniki chorobotwórcze będą zimowały w liściach lub tuż pod nimi, nawet mimo zastosowanego oprysku. Niestety rzadko kiedy udaje się tak dokładnie opryskać roślinę wraz z ziemią dookoła niej, aby całkowicie zniszczyć patogen.
Ostatnim argumentem, jaki mi przychodzi do głowy, jest możliwość wystąpienia tak zwanej pleśni pośniegowej. Choroba ta może wystąpić nie tylko podczas śnieżnych zim. Pojawia się, kiedy temperatura otoczenia jest niska, a na roślinach zalega warstwa ograniczająca przewietrzanie i dostęp powietrza, a więc śnieg lub gruba warstwa mokrych liści. Trawnik porażony chorobą wygląda, jak wypalony, a na źdźbłach można dostrzec białą grzybnię, a w późniejszym okresie również brązowe plamki – owocniki grzyba.
Sytuacje, kiedy zgrabianie liści jest zalecane:
gdy na roślinie rozwijał się patogen. Należy wtedy jak najdokładniej wygrabić wszystkie liście dookoła niej i, jeśli jest taka możliwość, spalić. W tym wypadku jest to działanie nie tylko zalecane, ale i konieczne, aby jak najbardziej zminimalizować możliwość rozprzestrzeniania się choroby;
gdy na trawniku często wiosną pojawia się pleśń pośniegowa. Zalecane jest to zwłaszcza na trawnikach reprezentacyjnych, gdzie gatunki i odmiany traw są często bardziej podatne na choroby, a po wystąpieniu choroby bardzo rzuca się w oczy swoim nieestetycznym wyglądem;
gdy posiadamy rośliny, w których liściach znajduje się duża ilość garbników, które spowalniają rozkład materii organicznej. Przykładami takich roślin są: dąb, buk i orzech włoski. Liście takie rozkładają się często cały następny rok, a może się zdarzyć, iż będzie to trwało jeszcze dłużej, w wyniku czego nastąpi nawarstwianie się martwej materii organicznej. Doskonale to widać na przykładach lasów z dębem czy bukiem, gdzie niemal nic nie rośnie w runie, a na ziemi leżą warstwy starych liści. Aby uniknąć takiej sytuacji, zwłaszcza kiedy posiadamy kilka dość blisko rosnących i dużych drzew, zalecam przynajmniej częściowe usuwanie ich liści;
zalecam również usuwanie opadłych liści ze wszelkich ścieżek, czy to betonowych, czy żwirowych. Bardzo łatwo poślizgnąć się na mokrych liściach. Materia organiczna nie będzie się tam dobrze rozkładać (o ile w ogóle), a dodatkowo będzie brudzić przykładową kostkę. A roślinne barwniki często trudno usunąć z betonu.
Zdj. 5 Przykład zgrabiania opadłych liści na rabaty z bylinami, 18.10.2019 r.
Jak więc postępować z opadłymi liśćmi?
W zasadzie mamy tu konflikt estetyka kontra natura. Na początek warto przeanalizować, bilans zysków i strat. Zastanowić się, czy przeszkadzają nam leżące na ziemi liście. Czy w naszym ogrodzie często występują choroby, zwłaszcza grzybowe. Czy chcemy prowadzić nasz ogród pod linijkę i stosować chemię oraz nawozy. Jeśli gdzieś padła odpowiedź: tak, to niestety dalej trzeba czyścić ogród na zimę, przynajmniej częściowo. Jeśli natomiast za każdym razem odpowiedź brzmi: nie, to spokojnie można nie zgrabiać liści jesienią. Na wiosnę i tak nie zostanie po nich zbyt wiele. Pozostałości liści, gałązki i inne roślinne odpady można wtedy spokojnie zgrabić. Będzie to zdecydowanie mniej pracy (i zebranych odpadów), niż jesienią. Jeśli mamy taką możliwość, najlepiej przenieść to wszystko na kompost, by tam dalej przekształcało się w ziemię. Za bardzo rozsądne wyjście uważam też zgrabianie liści z trawnika na rabaty, pod drzewa i krzewy. Jest to chyba najlepiej zbalansowane rozwiązanie – jest zachowana względna estetyka, trawa nie zostaje przywalona masą liściową, byliny dostają „kołderkę” na zimę i kompost wiosną, a stworzonka wszelkiej maści mają miejsce do zimowania.